W 21. kolejce IV ligi Zatoka Braniewo (piąta w ligowej tabeli) przegrała z zajmującą trzecie miejsce od końca Pisą Barczewo. Była to druga porażka gospodarzy na własnym boisku w rundzie wiosennej, tym bardziej przykra, że rywal nie należał do grona dobrych zespołów.
Pierwsze 45 minut nie zapowiadało porażki gospodarzy. Wprawdzie trudno grę w tej części meczu zaliczyć do udanych, ale kilka razy bramkarz Pisy musiał się mieć mocno na baczności, aby nie sięgać do siatki. W 11 min. nawet musiał ją wyjąć z bramki, ale sygnalizacja sędziego asystenta wyraźnie sugerowała arbitrowi głównemu, że Rafał Jakimczuk był na spalonym i z prowadzenia 1:0 nic nie wyszło.
W 36 min. piłkę lecącą już do siatki w ostatniej chwili wybił z linii bramkowej obrońca Pisy. Strzały z dystansu, szczególnie w wykonaniu Marcina Śniegockiego także nic nie przyniosły, ale w 22 min. można było podziwiać przynajmniej jego ładną, ale nieskuteczną przewrotkę. Dopiero w 44 min. kibice przy ul. Botanicznej zadrżeli, kiedy to pod własną bramką kuśtykający Tomasz Ptak wybiegł daleko od bramki, stracił piłkę, ale na szczęście podanie napastnika zespołu gości nie trafiło do jego kolegi.
Po zmianie stron mecz rozstrzygnął się właściwie w ciągu 4 minut. W 55 min. po jednej z kontr Pisa zdobyła prowadzenie, kiedy to w sytuacji dwóch na jednego Tomasz Ptak nie miał żadnej szansy. Cztery minuty później braniewski golkiper próbował ratować zespół przed utratą drugiego gola, ale tylko musnął ją palcami i wpadła ona do siatki. Ocena defensywy Zatoki przez kibiców była w tych dwóch przypadkach bardzo negatywna. Od 60 minuty zadowolona z prowadzenia 2:0 Pisa cofnęła się do głębokiej defensywy. Zatoka miała w tym okresie ogromną przewagę, a z niej nic na tablicy wyników nie drgnęło. Dwa razy Łukasz Wolak z dystansu próbował zaskoczyć bramkarza Pisy, ale bez powodzenia. Dariusz Wieliczko nawet opuścił swoje stanowisko stopera stając się nominalnym napastnikiem, ale ta taktyka też nic nie dała. W 78 min. po dośrodkowaniu Matelskiego Nikodem Szalkowski nie trafił w piłkę w polu karnym rywali i dalej nie było nawet kontaktowego gola. Przedłużenie czasu gry o 4 minuty też nic nie pomogło gospodarzom i sensacja przy ul. Botanicznej stała się faktem.
Goście wygrali dopiero 4. mecz w 21. kolejkach, a pewny faworyt jakim była Zatoka w tym spotkaniu schodziła z murawy z opuszczonymi głowami. Smuci nie tylko porażka, ale i styl w jakim Zatoka rozgrywa mecze występując w roli gospodarzy. Z reguły gra na własnym boisku jest dodatkowym atutem, ale nie w przypadku Zatoki. Druga porażka z bardzo słabym przeciwnikiem na szczęście nie powoduje straty miejsca w ligowej tabeli, ale oglądanie po raz drugi porażki swojej drużyny przez kibiców smuci nie tylko ich. Pozostanie w szóstce, która gwarantuje ligowy byt na kolejny sezon jest realne, ale medalowe miejsce na podium oddala się dużymi krokami od Zatoki.